wtorek, 8 września 2015

Wnętrze

Losie! Któryś w życiu nigdy nie dał mi wyboru.
Któryś próbując dodać, zabrałeś mu koloru.
Maska na codzień przywdziana, by skryć me tajemnice.
Zdjęta po zachodzie słońca, by ukazać serca martwicę.

Uczucie, niegdyś palące nadziei płomieniem.
Dziś, zgaszone, krwawych łez strumieniem.
Pozostał ból, szukający ukojenia w objęciach Morfeusza.
Po środku ciemności, jedna, samotna dusza.

Przelotny uśmiech, by uspokoić zmartwione otoczenie.
Za nim pustka, gdzie wszystko traci znaczenie.
Oczy wpatrzone w przestrzeń szukające zrozumienia.
Twarz w kamiennym ujęciu, nie pokazująca cierpienia.

Myśli czarne, by uwolnić swą spaczoną duszę,
Na ziemskim padole przestać cierpieć katusze.
W tym pędzącym świecie, zagubiłem własne jestestwo,
Uratować mnie może tylko Hadesa królestwo.

niedziela, 26 lipca 2015

Biały kruk

                                                                     WSTĘP
Wdychając morską bryzę skrzywiłem się z obrzydzeniem. Po raz dziesiąty zastanawiałem się co robię w tym przytułku dla zwierząt, które sami mieszkańcy określają jako Asylion. Deski pod moimi stopami skrzypiały cicho, zakłócając wszechobecną ciszę. Łapczywe cienie rzucały się na moją szatę, starając się stłumić młode płomyki. Gdy otworzyłem lekko już spróchniałe drzwi karczmy, wszystkie płomienie świec zwróciły się w moją stronę.
- Zamknij te drzwi idioto - wysyczał jakiś Reptil.
Żwawym krokiem wszedłem do środka, rozejrzałem się po przyciemnionym pomieszczeniu i wybrałem pusty stolik w kącie. Usadowiłem się twarzą do drzwi i ruchem dłoni poprosiłem kelnerkę, by do mnie przyszła.
- Elficki cydr - rzuciłem - tylko nie z dna, nie lubię jak jest mętny.
Sącząc powoli trunek zobaczyłem wlepione we mnie ciekawskie oczy kruka o kształtach człowieka. Przechylił lekko głowę i nastroszył pióra. Skinąłem do niego głową by ten podszedł.
- Czytałem twój dziennik magu - powiedział na wstępie. - Dużo w nim historii o demonach, lecz ani jednej o mojej rasie, pozwól mi opowiedzieć naszą historię...
                                                                    BIAŁY KRUK
W komnacie paliła się tylko jedna świeczka, przez otwarte okno nie wpadał ani jeden promyk światła. Zatęchłe powietrze z trudem dostawało się do płuc. Do sali wbiegł Kenku, rzucił się do stóp ukochanej.
- Wytrzymaj moja miła, już prawie koniec.
Położna krzątała się dookoła nie wiedząc co robić. Nigdy wcześniej nie widziała tak tragicznego porodu. Monstrualne dziecko dosłownie rozrywało matkę od środka. Wszędzie było pełno krwi i piór. Wszystko skończyło się po godzinie. Najdłuższej godzinie dla członków upadłego klanu. Dorosły Kenku przykrył swoją zimną żonę prześcieradłem, po czym wziął pisklę na ręce.
- Będziesz nosić imię Khagen, zrodzony przez śmierć.
Khagen dorastał w swoim klanie, od początku widać było, że nie jest taki jak wszyscy. Rozumieli go jedynie jego przyjaciele. Sarabian, wspaniały architekt, potrafiący dorównać w budowie gracji elfom i ogromie krasnoludów. Sosta, urodzona pielęgniarka, zawsze zjawiła się, gdy ktoś potrzebował pomocy. Malalten, dzięki jego umiejętności do pertraktacji klanu wciąż żyły w pokoju. I ostatnia , Sil, biegła kowalka, potrafiąca z brzydkiej bryłki żelaza wykuć arcydzieło. Całą piątkę łączyła wspólna cecha, ich matki zmarły przy porodzie, jakby tragedia złączyła te dzieci.
Pewnej nocy, gdy udali się razem na polowanie, złamali wszystkie zakazy i udali się nad pobliskie jezioro, za co groziła śmierć. Grupa przykucnęła przy brzegu i zaczerpnęła wody. Wszystkich ogarnęła senność, padali jeden po drugim. Ostatnie co zobaczył Khagen był księżyc w pełni padający na jego twarz.
- Dziwne - pomyślał.-  dałbym sobie wyrwać wszystkie pióra, że dzisiaj księżyc był w połowie.
A potem zasnął.
Słońce leniwie znikało za koronami drzew. Zbudził ich wrzask tłumu.
- Wyklęci !Spalić ich !
Z przerażeniem odkryli, że ich ciała zostały przywiązane do ogromnego stosu. Z tłumu wyszedł potężny krukon w szacie dostojnika i kapeluszem z pawim piórem.
- za naruszenie najważniejszej zasady, jaką jest zakaz poruszania się w pobliżu jeziora, za heretyczne znaki na waszych czołach, znaki księżyca, najwyższa rada skazuje was na śmierć przez spalenie.
Zaskoczeni przyjaciele spojrzeli na swoje twarze, dawnej czarne niczym węgiel, teraz poprzecinane białymi pasami. Zza pleców radnego wystąpił kruk z plonaca pochodnia. Pewnym ruchem rzucił ja na nasączone żywica drewno.
Płomienie zaczęły lizać stopy Sarabiana. Gdy dotarły i do Sil, niebo otworzyło się. Wszystko zalało oślepiające światło, coś spadło z wyrwy i uderzyło niczym grom w ziemie. Tłum  zamilkł, gdy z krateru wyłonił się śnieżnobiały kruk, o piórach mieniących się niczym diamenty.
- Wy - szepnął, lecz głos był tak potężny, że dotarł do każdego niczym krzyk - Kim wy jesteście, że chcecie zabić moich potomków!? Potomków Wielkiego Ta! Głupcy! - machnął ręką i płomienie topiące skórę Sosty zniknęły, a razem z nimi rany dzieci. - Czy jesteście ślepi, czy nie zauważyliście białych piór, mojego symbolu na ich czołach?!
Przerażony tłum patrzył na to dziwne zjawisko, wstydząc się za swą głupotę.
- Taki występek musi zostać ukarany - głos Ta smagał ich niczym bicz - zamykam przed wami niebo, żaden Kenku nie wzleci już powyżej gór, nie poczuje chmur na swoich piórach.
- Odtąd wybrańcy, które próbowaliście zabić będą przewodniczyć klanom, a ich dzieci będą panami waszych dzieci. Powstańcie moi drodzy - zwrócił się do Khagena i jego przyjaciół. - Sprawcie, aby wasze rody żyły w dostatku.
                                                        ZAKOŃCZENIE
- Od tego wydarzenia minęły już setki lat, a pamiętamy je jakby było wczoraj - kończył Kruk. - Niech ludzie Agaroth poznają nasze, niedoceniane historię.
- Zapewniam cię, że tak się stanie - ostatnim ruchem ręki dokończyłem cydr.- A tym czasem bywaj przyjacielu, mam nadzieję, że kiedyś znów się spotkamy.
Wychodząc z prawie pustej już karczmy, popatrzyłem ostatni raz na ozdobne wnętrze i wyszedłem prosto w mroźne powietrze nocy.

czwartek, 21 maja 2015

Dywizjon



„ Dywizjon 303”
Państwa rozgromiła niemiecka potęga,
Na Polsce widniała Hitlera pręga.
Po Anglię sięgnęła NAZI  ręka,
Luftwaffe wysłała, dla niebios udręka.

Wspaniali lotnicy, niczym rycerze,
Bronią swego kraju w krwawej ofierze.
Dla innych sekundy, dla nich godziny,
Walka o życie swoje, rodziny.

Nikt w nich nie wierzył, poddani próbie,
Oddani pod osąd zimnej rachubie.
Zabrzmiały rozkazy: „ Atak na wroga!”
Na ziemi wybuchła żelazna pożoga.

Balony nad Dover, pulchne niczym owce,
Wielu obcych zwiodły na manowce.
Zemsty dokonać, przegrani chcieli,
Liczbę wojsk Niemcom śmiercią przycięli.

Gdy kul zabraknie, zostanie wola.
W bitwie najważniejsza jej rola.
Żołnierz zawzięty wojnę zwycięża,
W armii chcą takiego męża


Lotnicy dla Hitlera solą w oku,
Na bazę ich napadł w amoku.
Dywizjon mężnie bronił swojego domu,
Nie pozwolił zniszczyć go nikomu.

Przybyły  znikąd niemieckie siły,
Dzieci w dokach łzy uroniły.
Na ratunek się spóźnili, przez błąd człowieka,
Odpłacili po stokroć,  krew na niebie przecieka.

Nawet najlepsi odnoszą rany,
Za wygrane został ukarany.
Na ziemi cierpienia, od ludzkiej pomocy,
Pogodę ducha odzyskał po strasznej nocy.

Nawet najlepsze oczy dają się oszukać,
Celów nowych racz poszukać.
W pułapkę nie jeden bystry trafił,
Tylko najlepszy wyjść z niej potrafił.

Niby ich wiele, jednak każda jest inna,
Klęski wroga jej zasłona winna. 
Tylko prawi znajdą w niej schronienie 
Dla przeciwnika to pewne zgubienie.  













wtorek, 5 maja 2015

Du' raghald

(kolejne :) )

Narodziło się trzech boskich braci,
Jeden z nich moc zatraci.
Przy jego powstaniu umilkły Słońca,
Początek to był spokoju końca.

Straszne monstrum to było,
Twarz cztery oblicza kryło.
Rąk dwie pary co dumy strzegły,
Dusze niewinnych w cierpieniach poległy.

Poskromiła go Święta Rada,
Odbyła się wieczna narada.
Wygnali swego syna do Otchłani,
Przysiągł, że zostaną ukarani.

Stworzył on królestwo, swoją krainę,
Ogniem ją zalał, naprawił ruinę.
Armię z demonów stworzył, by bronić jej murów,
Przyjmował do swych szeregów upadłych królów.

Legenda głosi, że droga istnieje,
Jednak szansa na powodzenie maleje.
Wiele jest pułapek na twojej drodze,
Nie ufaj swym oczom, lecz stąpaj lekko na nodze.

Dla zgubionych nie ma już nadziei,
Dusze od ciała demon rozdzieli.
Służyć one będą Czartowi,
Nie sprzeciwią się Lordowi.

Stare pisma mówią o budowie Piekła,
Ponoć jakaś staruszka o warstwach rzekła.
Siedem ich skrywa ziemia przeklęta,
Na każdej z nich ciemność zaklęta.

Na ostatnim poziomie zamek stoi,
Pod wieżą od strażników się roi.
Czarcie lordy to ich brzemię,
Dawne starożytne plemię.

W pałacu król, na kościanym tronie,
W splecionej z dusz koronie.
Na mieczu runy, pieczęcie mroczne,
Pod komendą sługi żarłoczne.

Nawet Bogowie do Podziemi nie schodzą,
Swą mocą chochliki odgrodzą.
Lęki ich uzasadnione,
Du' raghald potępił światy stworzone.

niedziela, 3 maja 2015

15. Bolesny upadek - Lód

 Poprzez zamroczony umysł zdołał się przebić promyk świadomości.
_ Radze ci się szybko obudzić.
_ Co?
_ Jeżeli chcesz przeżyć, a sądzę, że chcesz, wróć do świata żywych.
Czułem jak z mojego ciała ulatniają się ostatnie strużki trucizny.
_ Mogę wiedzieć co ci strzeliło do głowy?! Następnym razem wymyśl coś innego niż krzywdzenie mnie.
_ To ja tu się staram, żeby nic ci się nie stało, a ty tak okazujesz wdzięczność!
_ Starasz się?! Ciągle tylko mnie obrażasz, ale próbujesz skrzywdzić! I jeszcze ta akcja z trucizną!
_ Gdyby nie ta "akcja" nie byłbyś teraz tutaj.
_ Nie rozumiem.
_ Kiedy indziej ci to wytłumaczę, najpierw skończmy tą chorą wieżę.
_ Jak uważasz, co tym razem na nasz czeka?
_ Sądząc po temperaturze zbliżamy się do sali Lodu.
_ Więc po co kazałeś mi się budzić w takim tempie? Przecież jestem na niego odporny.
_ ... Faktycznie. No ale cóż, przynajmniej sobie poćwiczysz latanie pomiędzy odłamkami.
Odruchowo zacząłem wyrównywać lot.
Gdy zbliżyłem się do poziomu z tarasu poleciało w moją stronę kilka zaklęć.
_ Nie wyglądają one zbyt groźnie, ledwie kilka sopelków.
_ Na tym polega sztuka Lodu, coś co wydaje się z pozoru nie szkodliwe zadaje największe rany.
Wnet zobaczyłem jak z kawałków lodu formuje się ogromna kula pokryta kolcami.
_ To nie koniec, najciekawsze przed nami.
Lodowa sfera napęczniała do olbrzymich rozmiarów, nagle zaczęła pękać, a ze szczelin wystrzeliwały cienkie, ostrze niczym brzytwa ostrza.
_ Coś w rodzaju dużej bomby?
_ Tak, to jest taka bomba, o której marzysz, żeby nie wybuchła.
_ A my będziemy się tylko patrzeć?
_ Oho, nie to ja będę się patrzył, ty masz unikać pocisków, a i uważaj na falę uderzeniową.
Kula pękła całkowicie, wszystko dookoła zasłoniła chmara ostrzy pędzących w moją stronę.
_ Czemu po prostu nie polecimy w dół?
_ Bo to ucieczka od problemów.
_ Nie rusza mnie to.
W ostatniej chwili zanurkowałem w dół, zostawiając daleko za sobą lodowe igły.


Cyberprzemoc

(kolejne zamówienie, tym razem ze szkoły :) )

Korzystając z internetu, spodziewaj się wiele,
Zabawy dla duszy, ran na ciele.
Przemoc się kryje pod wieloma twarzami,
Internet dla ludzi oczami, uszami.

Znajdą się tacy, co krzywdzić potrafią,
Żerują na innych, na słabszych trafią.
Wyzywanie, straszenie to codzienne zajęcia,
Ofiary najczęściej nie mają pojęcia.

Bronić się musisz przed złoczyńcami,
Nie schylaj czoła przed głupcami.
Prywatność swoją broń niczym lew,
Obudzi się w tobie wolności zew.

Pamiętaj także, pokusa wielka,
Niech cię nigdy nie świerzbi ręka.
Nie czyń drugiemu co tobie nie miłe,
Staraj się w Sieci przeżyć przyjemne chwile.

piątek, 24 kwietnia 2015

Łowcy

(kolejne zamówienie :D )

Cisi niczym cienie, skradają się w nocy,
Gdy ich spotkasz z nikąd pomocy. 
Wizję miał Roark, przywódca ich stada.
Podjął się on nie lada wyzwania

Stworzył on grupę, Łowcami zwaną,
Dla wielu ludzi było to raną.
Znaleźli się tacy co zabić go chcieli,
Ciało swe tylko krwawo pocięli.

Zlecenia wszelakie chętnie przyjmował,
Złota dla swych ludzi nigdy nie żałował.
Pomagali mu wiernie, członkowie zakonu,
Nie żądał od nich nigdy pokłonu.

Zebrali się druidzi, uleczyli stare rany,
Lider znów uderzył w tarabany.
Gotowe są wojska, Łowcy skupieni.
Wrogowie strzały będą zgubieni.

Łuki napięte, groty wyrzeźbione,
Dusze od ciała zostały wybawione.
Rozeszły się pradawne głosy,
Skończyły swą drogę głodne losy.

Czas dla Argiena zakończył się na świecie,
Odszedł ich przyjaciel samotnie w lecie.
Spuściznę swoją dla pokoleń wskazał
Cierpnie po stracie Łowcom zmazał.

Z cienia powstali, w cień wrócili,
Opuścili znane ziemie, więzy stracili.
Pamiątką pozostała złamana strzała
I dawna niezbrukana chwała.

niedziela, 19 kwietnia 2015

Objawienie

    (kolejne zamówienie :D)                                

Nie sądziłem, że polowania z wiekiem stanął się tak wyczerpujące - sapnął Jerdan po raz kolejny przysiadając na pobliskim kamieniu. - A ty gdzie się wybierasz kochanie. Mówiąc to jaszczur ugodził ogonem uciekającego królika. - Zbyt dużo czasu na ciebie zmarnowałem, żebyś tak łatwo mi uciekł.
Całe niebo pokryło się ciężkimi chmurami zasłaniając ciepłe promyki słońca oświetlające okolice.
- Chyba pora się zbierać, co nie mały? Mały?! - Jerdan szybko rozejrzał się dookoła. - No wierzyć się nie chce, to już piąty królik, Hurim mnie zabije jak znowu wrócę z pustymi rękoma.
Poprzez obłoki zdołał się uwolnić jeden, słaby promyczek. Jego światło padło na drobny, połyskliwy kamyczek.
- A cóż to znowu? - Reptil podszedł bliżej. - Może jednak polowanie nie będzie aż tak beznadziejne jak myślałem. Chwycił krwisto - czerwony klejnot w swoje krótkie szpony.
- Co do... - Z kryształu uwolniło się oślepiające światło odrzucając Jerdana do tyłu.
- Jednak będzie jeszcze gorzej - wyjęczał pocierając obolałą głowę.

Jaszczurka zaczęła dokładniej wpatrywać się w obiekt swojego bólu.
- Obyś był tego wart. - Reptil zauważył cienie poruszające się w środku kamienia. - A to co znowu.
Nagle ciało Jerdana dostało spazmatycznych drgawek. Z jego ust zaczęła toczyć się piana, a oczy schowały się w oczodołach ukazując przekrwawione białka.
- Azzgh - W jego płucach brakowało powietrza.
Przed oczami migały mu rozmazane obrazy, nie ukazujące niczego. Nagle wszystko się zatrzymało. Wiatr przestał wiać, liście nie wydawały najmniejszego szumu, nawet pobliskie ptaki nie odważyły się zagrać swej pięknej melodii. Ciało wciąż było sparaliżowane, jednak oczy odzyskały sprawność, aczkolwiek jedyne co widział to krwawy ołtarz, a na nim martwe truchła, z których wciąż skapywała świeża krew. Obraz zaczynał się cofać, postacie, które przed sekundą nie miały w sobie życia, teraz siedziały przywiązane do słupa. Ich klatki piersiowe zaczęły rozrywać się od środka, więźniowie wydali z siebie przerażający okrzyk osób cierpiących niewyobrażalne katusze. Najpierw wyszedł ogon, potem, po trzasku kości, na świat urodził się kolejny Reptil. Do płodu podszedł niepozorny człowiek, o wątłej budowie ciała.
- Pix! - pomyślał Jerden.
Pix podniósł dziecko, odszedł kilka kroków i uklękł na kolana. Z  ust padała nieprzerwana litania. Myśliwy zdołał tylko zrozumieć słowa mówiące o potężnym bogu i krwawej ofiarze ku jego uciesze.
Obraz się zmienił. Dookoła widać było tylko jasną biel, przygłuszającą wszystko. Pośrodku niczego Reptil zauważył ogromną postać siedzącą na skale. Olbrzym podniósł swą powiekę i spojrzał na Jerdana i wyciągnął do niego ramię pokryte tatuażami.
- Zbliż się synu. - przemówił pradawnym głosem gigant. - Zbliż się, a pokażę ci twe przeznaczenie.
Ciało jaszczura poruszyło się mimo woli.
- Wiele wycierpiałeś, wiele zyskasz. Tak samo jest z twoim ludem, zapomnieli o mnie, gubiąc swą ścieżkę. Wyznaczyłem ciebie na ich pasterza, zaprowadź ich do ziemi obiecanej, tylko tam znajdą spokój.
Kolejny błysk, kolejny obraz. Tym razem wszystko poszło szybciej, Jerdan zobaczył siebie podczas żmudnej drogi, pokonując coraz to większe trudności, widział krew i poświęcenie, stracone marzenia i nadzieje. Na końcu podróży widniała wspaniała świątynia, ku czci Boga, dzięki któremu Reptile znaleźli swój dom.

sobota, 18 kwietnia 2015

14. Bolesny upadek - Trucizna

_ Jeden za nami, zostało dziewięć.
_ Nie ciesz się zbytnio, będzie coraz trudniej.
_ A kto tu mówił, że się cieszę, po prostu stwierdziłem fakt.
Nieznacznie odbiłem w lewo, by nie wpaść na brązową chmurę.
_ Skąd tu się wzięły chmury?
_ To nie chmury, tylko trujące opary, naucz się w końcu wyczuwać magię , która cię otacza.
_ Wybacz, ale nie czas teraz na lekcje, na razie próbuję nas ratować.
_ Skoro już się starasz zrób to lepiej, zaraz będziemy mogli pooddychać Tranti Morguli.
_ Czym znowu? Mów po ludzku.
A może dla odmiany ty nauczysz się pradawnej mowy? Tranti Morguli to inaczej oddech trupa. Jeden wdech, a twoje ciało gnije od środka.
_ Chyba naprawdę cię tutaj nie lubią.
_ Z wzajemnością, uwierz mi, tymczasem wykorzystajmy to przeciwko nim.
Kaze wciągnął najbliższe opary, tym razem brudno fioletowe.
_ Oszalałeś? Coś ty wpuścił do moich płuc?!
_ Tym razem to jest wyrafinowana Dera Angelo. Śmierć anioła.
_ Że co proszę? Jakie są skutki ?
_ Śmierć.
Czułem, że słabnę.
_ Coś ty uczynił? Po tym wszystkim?!
_ Przyjmij to, nie odrzucaj propozycji danej przez los.
_ Jakiej propozycji?! Nie mam zamiaru umierać!  Greund Wires
_ Nie waż się oczyszczać płuc! Taka okazja, więcej się nie powtórzy, zaufaj mi.
Oczy przestały widzieć, do uszu nie docierały dźwięki.
_ Mam nadzieję, że się nie pomyliłeś.
Ciało zostało sparaliżowane.
_ Ufam ci Kaze.



czwartek, 16 kwietnia 2015

Hymn

 (kolejne zamówienie znajomego, tym razem "hymn" :D)


Póki broni nie złożymy, nie ugnie się nasz lud 
Ziemi swej bronimy, nie zważając na trud.
Bracia naszym sercem, mury naszym domem
Tarcza jest orężem, spokój honorem.

To jest moje życie, to jest mój wybór
Ścieżkę swą wyznaczę, zabrzmi anielski chór
Topór swój naostrzę, miecz wypoleruje,
Żegnam się, ze światem, nic nie obiecuje. 

Słonce zajdzie, księżyc wzejdzie
Szykujcie się ludzie, Reen nadejdzie.
Tak mówiły stare słowa, lecz nam one nie straszne
Kompania podoła, wrogu swemu stawi czoła.

To jest moje życie, to jest mój wybór....

Każda nasza przysięga, poparta czynami
Do końca życia pozostanie z nami.
Zamiary nasze słuszne, serca waleczne,
Dusze niby różne, jednak wszystkie serdeczne,

To jest moje życie, to jest mój wybór....

Piękne góry, żyzne ziemie, to nasza kraina
Pozbędziemy się jej wrogów niczym lawina.
Strzeż się, głupcze, poruszyłeś starożytne ziemie,
Przyjdzie zemsta, zbierze żniwa, nałoży swe brzemię.

To jest moje życie, to jest mój wybór...



 


środa, 15 kwietnia 2015

Historia miasta

Pewien znajomy poprosił mnie o napisanie historii jego miasta, naszła mnie ochota, na coś takiego.

Po zepsutej wojnami i złem ziemi,
Przechadzał się człek Gawronem zwany.
Wielki on ból miał do ras zebranych.
Narodził się pomysł, chęć odnowy,
by opuścić spuściznę głów korony.

 Zwołał on braci, Kompanie założył.
Nad światem swą pieczę nałożył.
Plan zniweczył Reen złośliwy,
Nekromanta upierdliwy.
Przyzwał cienie, swoje sługi,
By wyrównać ludzkie długi.
Żniwa straszne, krew pobrana
Zatęskniła ukochana.

 Patrząc bezsilnie, pomimo starań,
Śmierć uderzała niczym taran.
Gawer przejęty,  zebrał ludzi,
 Jego gniew musi ostudzić.
Walczył dzielnie, wygnał drania,
Nie pomogły nic błagania.
Opuścić tę kranie musiał.
Bohater Kruka, zakończył swój udział.

Chodził od drzwi do drzwi pukając
Śmiałka przy tym szukając,
Wielu mu odmówiło, 
Honorem  zapłaciło.
U kresu wędrówki, znalazł wybranych
Do wyższych celów powołanych.
Zgarnął ich z miasta, zapłakała niewiasta

Na czele grupy, dumnie prowadził,
Potworów po drodze zgładził nie miara,
Dosięgła go okrutna kara.
Zgubił drogę, zmylił szlaki,
Nie zostawił nikt poszlaki.
Ziemia obiecana, raz widziana,
rozpłynęła się z nadejściem poranka.

Wyczerpani z głodu, wyschnięci z pragnienia,
rozłożyli się u stop góry Przeznaczenia.
Człowiek, Elfy i Jaszczurka, 
niezbyt zgrana spółka,
Budynki wznosiła, ręce poraniła,
Cel upragniony, wielce utęskniony, 
Trud został nagrodzony.

Mam nadzieje, że komuś przypadnie do gustu :) 





















 

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

13. Bolesny upadek - Ziemia

_I to jest ten twój genialny plan?!
_ A masz jakiś lepszy?
_ Nie mogliśmy zejść od środka?!
_ Spójrz w dół, do ziemi jest jakieś dziesięć kilometrów, zanim zdążył byś pokonać jedno piętro w wieży, padłbyś trupem od jakiegoś zaklęcia.
_Tutaj tez nie widzę zbyt dużych szans na przeżycie, biorąc po uwagę, że spadamy w dół z ogromną szybkością.
_ Musimy popracować nad przepływem myśli pomiędzy nami, takie sytuacje bywają nużące.
_ Wybacz, że martwię się o nasze życie, oświeć mnie jeśli łaska.
_ Jesteś w powietrzu, pomyśl trochę!
Podjąłem się próby przejęcia kontroli nad moim spadaniem. Zacząłem machać rękami i nogami, aby wyrównać swoją pozycję.
_ Wreszcie używasz mózgu! Spróbuj szybowania.
Moje ciało dostosowywało się do prądów powietrza, po minucie można było zauważyć znaczy spadek prędkości.
_ Widzisz? Jak chcesz to umiesz, teraz się przygotuj ja walkę.
_ Jaką znowu walkę, z kim?
_ Niedługo wlecimy w strefę tarasów, znając życie przygotowali dla nas kilka niespodzianek.
Dopiero teraz byłem w stanie zauważyć ludzi stojących na balkonach, wszyscy mierzyli we mnie rękami.
_ Na pierwszym tarasie mieści się szkoła ziemi, uważaj na pnącza i inne paskudztwa.
Faktycznie, cały podest wydawał się, jakby zrobiony z roślin. Stojący na nich uczniowie opletli sobie nogi korzeniami, prawdopodobnie czerpią z nich siłę.
- Zabić tylko w konieczności, najlepiej złapać żywego - dał się słyszeć słaby szept niesiony przez wiatr.
Adepci zaczęli nucić modlitwę do swojego strażnika, Tellusa, o użyczenie im mocy.
Gdy szept przerodził się w krzyk, korzenie wystrzeliły w moim kierunku, każdy z nich pokryty był ostrymi jak brzytwa kolcami.
_ Uważaj na to badziewie, jeżeli chociaż jeden kolec cię dotknie, nie będziesz w  stanie się uwolnić.
_ Więc co mam robić?
_ Pozwól, że ja to zrobię, wykażesz się później. Storth Spedo.
Zacząłem spadać w błyskawicznym tempie, Kaze wirował pomiędzy tnącymi powietrze korzeniami, zawsze mijając je o kilka centymetrów.
_ Przyznaj się, nie robisz tego pierwszy raz.
_ Bycie wiecznym duchem ma swoje korzyści.
Pnącza wycofały się, a na ich miejsce pojawiła się chmara owadów. Moje ciało odruchowo wykonywało paniczne ruchy, starając się odgonić robaki.
_ Co ty wyprawiasz? Tracisz kontrolę nad lotem!
_ Nie mogę nic na to poradzić! Panicznie się ich boję.
_ To się ich pozbądź, od czego masz magię.
_ Nie wiem jak.
_ Po prostu poproś wiatr, żeby zrobił to co chcesz.
_ Presthan!
_ Nieźle, zabrałeś im powietrze pod skrzydłami, uniemożliwiając im lot, nieźle, ale ja bym to zrobił lepiej.
_ Oczywiście, jak zawsze.
_ Dobrze, że się zgadzamy, lecz nie czas teraz na takie pogawędki, przed nami kolejne przeszkody.
( Dla wyjaśnienia, Obdarzeni duszą strażnika, nie muszą się do niego modlić o moc,gdyż mają ja w sobie, w przeciwieństwie do innych Adeptów, którzy, aby uwolnić Energię, potrzebują zgody strażnika.

wtorek, 7 kwietnia 2015

12. Ucieczka

Personel szkoły wykorzystał chwilę mojej nieuwagi i chwycił mnie za ręce, boleśnie wykręcając je do tyłu.
_ Nie rozczulaj się nad sobą tylko myśl jak stąd uciec.
Zaczęli ciągnąć mnie ku drzwiom.
_ Co powiesz na małą zabawę?
_ Nie krzywdź ich!
_ Kto tu mówił o krzywdzeniu kogokolwiek, co najwyżej lekko ich uszkodzę.
- Zamknijmy go w lochach, tak nikomu nie wyrządzi niczego złego.
Pozostali zgodzili się skinieniem głowy.
Obudziłem się w ciasnym pomieszczeniu pachnącym pleśnią i wilgocią.
_ Spodziewałeś się fiołków?
_ Nie spodziewałem się wizyty w lochach.
_ Nie przyzwyczajaj się, nie posiedzimy tu długo.
_ Niby jak chcesz nas stąd wydostać? Brakuje tu nawet powietrza.
Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności zauważyłem ciemny kształt leżący w przeciwległym kącie celi.
- Wszystko z tobą w porządku?
- Zostaw mnie! Nie chce mieć kłopotów!
- Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy.
_ Daj spokój, nie zabiorę naszej trójki.
_ Ale to jest dziecko!
_ Ty też dorosły nie jesteś. Nie pomożesz komuś, jeżeli on sam tego nie chce.
_ Ale..
_ Nie ma żadnego ale, daj mi pomyśleć nad planem ucieczki.
Wiedząc, że i tak dłuższa sprzeczka nic nie wskóra, zacząłem przypatrywać się nowej ręce. Delikatnie przesuwając palcem po wewnętrznej stronie przedramienia wyczułem lekkie wgłębienia.
_ Co to jest?
_ Zapomniałem ci powiedzieć, nie musisz wzmacniać swojego ciała, żeby przyjąć nowe cząstki mojej duszy. W tych wgłębieniach jak to ładnie ująłeś magazynowana będzie ich moc. A teraz z łaski swojej patrz i się ucz.
Wyciągnął wskazujący palec swojej ręki i zaczął kreślić dziwny symbol na ścianie. Wyglądało to jak trójkąt wpisany w koło, z jakimiś znakami w środku. Czułem jak pieczęć drży od skumulowanej energii.
_ Hussin Keth'on Lethias.
Całą ścianę wyssało na zewnątrz. Przede mną stworzył się wielki otwór prowadzący  do głębokiej na kilka kilometrów przepaści.
_ A to skąd się tu do cholery jasnej wzięło? 
_ Musisz się wiele nauczyć o świecie magii.
Kaze wyskoczył przez dziurę, zrzucając się w kierunku ledwie widocznej ziemi.




poniedziałek, 30 marca 2015

11. Ręka Demona

Jeszcze zanim otworzyłem oczy wyczułem obecność ludzi stojących dookoła mojego łóżka... chyba mojego. Mówili przyciszonym głosem, nie wiele mogłem zrozumieć.
- ... to nie możliwe!
- Takie zło, w tak młodym ciele.
_ Kto tu jest zły?! - obruszył się Kaze - Oceniają mnie, a sami nie są lepsi!
- Musimy się go pozbyć.
- Ale to go zabije!
- Nie ma innego wyjścia, albo on, albo my.
_ Co oni chcą zrobić?
_ Wyrwać mnie z twojego ciała
_ To możliwe?
_ Nie.
- Kiedy to zrobimy?
- Nie ma co zwlekać, najlepiej zaczynajmy od razu.
- Jesteś pewny?
- To się musi w końcu skończyć. Nie możemy sobie pozwolić na kolejne straty w ludziach.
_ O czym on mówi?
_ Nie pamiętasz jak wspominałem, że przez wiele lat szukałem naczynia? Zdarzyło mi się raz, czy dwa kogoś zabić, oczywiście nie zrobiłem tego specjalnie.
_ Tych tutaj chyba nie przekonuje twój argument.
- Secto imreio kirin jon... - grupa ludzi zaczęła nucić zaklęcie, stopniowo zwiększając głośność.
Gdy wypowiedziana została ostatnia sylaba moje ciało przeszył spazmatyczny ból. Czułem jak z oczu i uszu, wolnym strumieniem wypływała mi krew.
- Toru'ka petro sajke'nu - Inkantacja przerodziła się w krzyk.
_ Zrób coś, albo znikniesz!
_ Nie zniknę, zabiją nas oboje.
_ Jak możesz być tak spokojny w takiej chwili...
_ Zamkniesz się w końcu? Próbuję się skupić.
_ Można było tak od razu.
_ Stul pysk.
Retro quinke imepgta turon - powietrze zaczęło drżeć od zgromadzonej mocy.
_ Uważaj, zaraz nastąpi uwolnienie energii.
_ Co się wtedy stanie?
_ Jeżeli mi się uda nic, jak nie, miło było mi cię poznać.
_ Serio?
_ Nie, jesteś beznadziejny.
_ Daruj sobie i wyciągnij nas stąd.
- Qure kali sakm nas. - wszystko zniknęło w oślepiającej kuli światła.
Po paru minutach błysk zmniejszył się do tego stopnia, że byłem w stanie zobaczyć twarze moich oprawców. Były one pełne przerażenia i obrzydzenia. Wśród nich znalazła się egzaminatorka, dyrektor i kilka innych, nie potrafiłem ich rozpoznać, pewnie moi nie doszli nauczyciele.
_ Brawo uratowałeś nas.
_ Nic nie zrobiłem
_ Jak to?! Mówiłeś, że to nas zabije jak nie dam ci się skupić.
_ Po prostu chciałem się pośmiać w ciszy.
_ Pośmiać?! Z czego?
_ Z ich przekonania, że mają dosyć mocy, aby mnie unicestwić.
_ Żartujesz sobie? Ja tu wychodziłem z siebie ze strachu.
_ Co do wychodzenia z siebie, spójrz na swoją lewą rękę.
Wcześniej tego nie zauważyłem, lecz gdy podniosłem dłoń poczułem silne mrowienie. Od barku do nadgarstka cała skóra pokryła się czymś czarnym, zamiast palców miałem ostre jak brzytwa szpony.
_ CO TO DO CHOLERY JEST?!
_ Te barany miały na tyle energii, by uwolnić część mojej duszy, jednak nie starczyło jej na pozbycie się jej, więc wtopiłem ją w twoją rękę. Ciesz się, to wielki dar, zaklęcia wykonywane tą dłonią będą znacznie potężniejsze, w danym języku nazywa się ona Demoh Hemd, Dłoń Demona.





 

sobota, 21 marca 2015

10. Egzamin

Leżałem na łóżku patrząc na Aksona i próbowałem odgadnąć o czym myśli.
- Czego się gapisz, mam ci wypalić te oczy ?
- Jesteś przewrażliwiony na swoim punkcie.
Już widziałem jak otwiera usta, by mi zripostować, ale nagle do pokoju wparowała jakaś kobieta.
-Egzamin za pięć minut w sali ćwiczebnej.- Opuściła pokój zamykając za sobą dni.
- Powodzenia w najsłabszej klasie Eryczku - syknął Akson
- Żebyś się nie zdziwił.
Skierowałem swe kroki ku drzwi.
- A ty niby gdzie się wybierasz?
- Na egzamin?
- Była by wielka szkoda, gdybyś tam nie dotarł - zanim skończył zdanie wymknął się przez drzwi i spalił zamek. 
_ Nauczyłbyś się czegoś od niego.
_ Jak być chamem i świnią ? Podziękuję, teraz lepiej wymyśl jak się stąd wydostać.
_ Czemu ja muszę zawsze ratować nas z opresji? Zacznij radzić sobie sam.
_ Podyskutujemy o tym później, najpierw otwórz te drzwi.
_ A kto powiedział, że wyjdziemy drzwiami?
Kaze przejął kontrolę, otworzył okno i wyskoczył w dół. 
_ Co ty robisz?!
_ Patrz i się ucz. 
Sekundę przed bolesnym upadkiem, wiatr zaczął materializować się wokół moich nóg.
_ A to skąd się tu wzięło?
_ Zawsze tu było, wystarczyło tylko trochę Energi, by spełniało twoje zachcianki.
_ Świetnie, wyjawisz mi dalszą część swojego planu?
_ Efektowne wejście. - Gdyby miał swoje ciało, prawdopodobnie zobaczyłbym błysk w jego oczach.
Sunąc powoli, niesiony przez wiatr, dotarłem pod okno sali, które jednym podmuchem zostały otworzone. Wlatując do środka zobaczyłem zdziwiona minę Aksona i jego kompanów.
- Od wchodzenia mamy tutaj drzwi, adepcie. - powiedziała kobieta, która wcześniej odwiedziła nasz pokój. Dopiero teraz zauważyłem, że ma jasne, długie włosy, spięte wysoko. Ubrana była w skórzany strój i wysokie buty. Jej oczy podkreślone były delikatną, zieloną kreską.
- Proszę o przebaczenie, lecz zmusiły mnie do tego okoliczności.
- Nie wątpię, a teraz dołącz do szeregu jeśli łaska.
Ustawiłem się w pośpiechu na końcu, obserwując wszystko dookoła.
- Jesteście tutaj, by pokazać co umiecie, im bardziej mi zaimponujecie, tym lepiej dla was. Przejdźmy od razu do pokazu, waszym zadaniem będzie pokazanie jednego ruchu, który będzie efektowny i jednocześnie mocny, musicie pamiętać, żeby odpowiednio rozłożyć Energię, inaczej może się to źle skończyć. Znacie już teorię, pora na praktykę, jako pierwsza zaprezentuje się  Sarah Grayson.
Dziewczyna o zielonkawych włosach wystąpiła przed szereg.
- Śmiało - dodała otuchy Instruktorka.
Sarah udała się na środek sali. Rozejrzała się dookoła, zapoznała się z rozstawieniem kukieł ćwiczebnych. Uklękła na jedno kolano i dotknęła pięścią podłogi. Z miejsca, gdzie ręka spotkała się z ziemią, wystrzeliła masa tnących korzeni. W ciągu chwili pochłonęły one wszystkie kukły, wyrywając je z posadzki. Dziewczyna zaczęła się chwiać.
- Dosyć! - krzyknęła egzaminatorka.
Zamiast pnączy zobaczyliśmy jeszcze gorący  popiół.
- Przed chwilą mieliśmy okazję ujrzeć ruch potężny, lecz bardzo kosztowny. Możesz wrócić do szeregu. Kolejną osobą będzie Akson Santab!
Strażnik ognia pewnym krokiem udał się w miejsce swojej poprzedniczki. Ustał w lekkim rozkroku i złączył ręce, przykładając je do ust. Widzieliśmy jak bierze potężny wdech i zaczyna dmuchać w dłonie. Ze splecionych palców wyleciał ognisty duch, który okrążył salę, a następnie rozszczepił się uderzając we wszystkie kukły. I tym razem nic z nich nie zostało.
_ Nawet się nie zmęczył.
_ Wie co robi, widać, że nie robi tego pierwszy raz.
- Świetny pokaz Aksonie. Zapraszam cię do najwyższej klasy.
 Adept skinął głową w geście podzięki i wrócił do szeregu.
- Następny będzie Eryk Sonnam!
- Powodzenia Eryczku - rzekł z uśmiechem przylepionym do twarzy dawny prześladowca.
Znalazłem się na miejscu moich poprzedników. Popatrzyłem się bezradny dookoła nie wiedząc co mam uczynić.
- Możesz już zaczynać - podpowiedziała szeptem kobieta.
_ Lepiej się odsuń i pozwól pracować zawodowcowi.
_ Z miłą chęcią.
Kaze rozłożył ręce i skupił w nich moc. Gdy uznał, że uzbierał już dosyć uwolnił ją w postaci trąb powietrznych. Huragan uderzył we wszystkich w sali, przyciągając ich w stronę tornad o kilka centymetrów. Nagle moje dłonie złączyły się i zapanowała głucha cisza. Zanim Kaze wykonał kolejny ruch, zobaczyłem co chce zrobić i zrobiłem go za niego. Rozłożyłem ręce wysyłając fale ostrego jak brzytwę wiatru w kierunku manekinów. Ostatnie co zobaczyłem były kukły zsuwające się z drągów. Potem nastała ciemność.
 



wtorek, 17 marca 2015

9. Apel

Wyszedłem z pokoju na korytarz i dołączyłem do rzeki ludzi podążających w jakimś kierunku.
- Gdzie idziemy ? - spytałem pierwszą napotkaną osobę.
- Na apel, na dziedzińcu głównym. - odpowiedział, patrząc na mnie jak na upośledzonego.
_ I po części miał racje.
_ Oh, zamknij się.
Po kilku minutach wolnego marszu znaleźliśmy się na placu. Gdy popatrzyłem w górę zobaczyłem czarne jak aksamit niebo ozdobione świecącymi gwiazdami.
_ Dałbym głowę, że jak wchodziliśmy było jasno
_ Drobna iluzja, a teraz z łaski swojej posłuchaj co mówi dyrektor.
- ...  jednakże ze względu bezpieczeństwa nie ujawnimy ich danych, o co też proszę ich samych.
- O czym on mówił ?- zapytałem się chłopaka obok.
- Uświadomił nas, że w tym roku w szkole jest aż pięciu Strażników - odpowiedział mi z błyskiem w oku - świetnie co nie?
- Powiedzmy.
_ Czyli nasze przypuszczenia się sprawdziły, reszta też tu jest.
_ A czego się spodziewałeś?
- Zanim zostaniecie przydzieleni do klas, egzaminatorzy sprawdzą wasze umiejętności oraz wytrzymałość. Test Mocy odbędzie się za godzinę w sali ćwiczeń, radzę się nie spóźnić. Mam nadzieję, iż ten semestr będzie dla was udany, życzę powodzenia i samych dobrych wyników. - Zakończył zdanie i ... znikł.
_ Gdzie on się podział?
_Jak z dzieckiem. Jakbyś się jeszcze nie domyślił, włada on iluzją, po prostu użył mocy by zakrzywić powietrze wokół swojego ciała, co dało wrażenie zniknięcia.
_ I niby to wszystko zobaczyłeś?
_ Oczywiście, że nie, wyczułem jaki to rodzaj magi, a reszty się domyśliłem. Lepiej się rusz bo zostaniesz stratowany.
Faktycznie, nawet nie zauważyłem ci wszyscy ludzie zaczęli podążać w kierunku wyjścia.
_ Może faktycznie muszę popracować nad podzielnością uwagi.

sobota, 14 marca 2015

7. Pierwsze starcie

- To jakiś żart?!
- Wręcz przeciwnie słonko.
Wyciągnąłem do niego dłoń - Nie możemy zapomnieć o przeszłości? -  Akson wstał i uścisnął mi dłoń -  Nie licz na to -  Jego dłon zaczęła mnie parzyć.
- Czemu to robisz? -  Spytałem się
- Żeby Ci pokazać jak słaby i żałosny jesteś.
- Tu się mylisz
_ Pomóż mi.
_ Sam sobie poradź udowodnij coś sobie i jemu.
_ To niby po co jesteś tutaj?!
_Ten ostatni raz pomogę Ci w osobistych porachunkach.
Czułem jak Kaze się skupia.
- Arcto humm
Moja ręka stała się lodowata, gorąco płynące od Aksona przestało mnie parzyć.
_ Co ty zrobiłeś?
_ Prosta inkantacja, przywołałem wiatr północny.
- Firus nohum
Uderzyła mnie fala gorąca.
_ Zapomniałem, że walczę ze Strażnikiem.
_ Zablokował twój ruch?
_ U brawo uczysz się.
_ Możesz coś zrobić? Zaraz wypali mi skórę.
_ Jesteś pewny? Przez przypadek mogę go uszkodzić
_ Stracę dłoń i to nie będzie kwestia przypadku.
_ Skoro nalegasz.
Hacuro Inken
Zobaczyłem jak przedramię Askona pokrywa się drobnymi ranami.
- Coś ty zrobił?!
- Mówiłem, że nie jestem tym samym słabym chłopakiem co wcześniej.
- Nieważne i tak przegrasz. Infer...
_ Uważaj!
Nagle gong zaczął brzmieć. Raz. Dwa. Trzy. Cztery.
- Masz szczęście, wzywają nas.

piątek, 13 marca 2015

8. (Nie)miła niespodzianka

Gdy znalazłem się w środku, wszystko się zmieniło. Nie było widać mchu porastajacego zewnętrzny mur. Wszystko było czystsze i jakby większe.
_ No nieźle. Powiesz mi teraz czym była ta kula?
_ Twoją wizytówką. Gdybyś nie pokazał jej Strażnikowi Bramy, nie wpuścił by Cię.
_ Srebro symbolizowało wiatr?
_ Yhym.
_ Czemu tam były czarne pasma?
_ Bo jestem w tobie.
_ Czemu się nie zdziwił gdy to zobaczył
_... Jak dziecko. Każdy akolita ma takie paski, gdyż jak mówiłem setki razy ich moce są moją mocą. Jedni mają ich więcej a jedni mniej.
- Długo tu jeszcze będziesz stał? - odezwał się głos z końca korytarza - Nie mam całego dnia.
- Już idę!
_ Kto to powiedział?
_ Woźny, pewnie chce ci pokazać twój pokój.
_ Ile trwa nauka?
_ To już zależy od ciebie, im szybciej będziesz robił postępy, tym szybciej stąd uciekniesz.
- Ruszysz się w końcu?
_ Już lubię tego gościa.
Podbiegłem do końca korytarza i o mało co nie wpadłem na dosyć niskiego człowieka o ziemistej cerze.
- Uważaj trochę gnojku. - rzucił woźny i poszedł dalej.
_ Miły to o nie jest
_ On nie ma być miły tylko pilnować porządku.
- Twój pokój jest w części męskiej na drugim piętrze. Jadalnia  i biblioteka jest na pierwszym, a sale lekcyjne i ćwiczebne na parterze, dziewczyny mieszkają na trzecim, ale tam nie masz wstępu, zrozumiano?
- Tak proszę pana.
- Mam nadzieję.
- Będziesz dzielił pokój z innym chłopakiem, obowiązkowe ubrania leżą na łóżku razem z obecnym planem dnia. Pierwszy gong oznacza śniadanie, drugi obiad, a trzeci kolację. Cztery gongi oznaczają natychmiastową zbiórkę na wewnętrznym dziedzińcu.
- Kiedy uderzają cztery razy?
- Przy ważnych okazjach takich jak apele, czy sprawy bezpieczeństwa szkoły. Jesteśmy na miejscu. - powiedział i zatrzymał się przed wąskimi dębowymi drzwiami. - Jakbyś czegoś potrzebował jestem na końcu tego korytarza - wskazał kościstym palcem na zniszczone drzwi.
- Dziękuję za pomoc.
Drzwi otworzyły się skrzypiąc niemiłosiernie.
_ Przydało by się je trochę naoliwić.
_ Znowu marudzisz.
_ Nie marudzę, tylko dbam o rzeczy, które mnie otaczają.
- Ekhm, jesteś tam? - usłyszałem jakiś głos.
- Co? A tak wybacz zamyśliłem się. - odpowiedziałem automatycznie
- Nic się nie stało Eryczku - przywitał mnie Akson - Witam w piekle



wtorek, 10 marca 2015

6. Szkoła

Na początek chciałbym wprowadzić ułatwienie. Mianowicie dialogi przeprowadzane w głowie pomiędzy Erykiem a Kaze będą zaczynały się od _, reszta w realnym świecie normalnie od -. To tyle, miłego czytania :D
_____________________________________________________________________________________
 Las się skończył. Przed sobą miałem rozległe połacie łąk i pól. W oddali widać było samotny budynek, z dwoma strzelistymi wieżami.
_ To szkoła?
_ Zgadza się
_ Myślałem, że będzie większa, no nie wiem, bardziej dostojna?
_ To jest SZKOŁA, nie pałac dla wybitnie uzdolnionych.
_ Mimo wszystko spodziewałem się czegoś innego.
_ Każdy oczekuje od życia czegoś innego, ja na przykład nie sądziłem, że trafi mi się ktoś taki jak ty.
_ Znowu zaczynasz?
_ Nie marudziłbym, gdybyś zamiast podziwiać widoki w końcu byś tam dotarł.
_ W przeciwieństwie do ciebie nigdzie mi się nie śpieszy.
_ A powinno, jeżeli nie wzmocnisz swojego ciała adekwatnie do przyrostu mojej mocy rozsadzi cię
_ Ale przecież mówiłeś, że jestem wystarczająco silny.
_ No niby tak, lecz miałem na myśli moją dotychczasową Energię.
_ I dopiero teraz mi to mówisz?!
_ Czemu ty ciągle na mnie krzyczysz?
_ Bo dajesz mi powód.
_ Zamkniesz się wreszcie i pójdziesz do tej szkoły?
_ Da się ciebie jakoś wyłączyć?
_ Dosyć!
I oczywiście Kaze przejął nade mną kontrolę i narzucił mordercze tempo.
_ Aż tak szybko chcesz się tam znaleźć?
_ Nie chce zginąć
_ A tak właściwie, czy ludzie ze Szkoły nie wyczują, że jesteś we mnie?
_ Nie potrafisz logicznie łączyć faktów?
_ Najwyraźniej słabo je przedstawiasz.
_ Nie wiem o co ci chodzi, ja wszystko tłumaczę bardzo jasno, to ty jesteś zbyt ograniczony by to zrozumieć.
Już miałem mu zripostować, ale nagle znalazłem się przed budynkiem szkoły.
_ Ale jak to? Przed chwilą byliśmy przy lesie.
_ Kolejna z wielu rzeczy, których musisz się nauczyć. Gdy rozmawiasz ze mną przestajesz odbierać bodźce z otoczenia, jednym słowem poświęcasz inne zmysły na telepatie.
_ Inni też mają  takie problemy?
_ To zależy od ich samych.
_ Możemy w końcu wejść? Dziwnie wyglądam stojąc przed bramą i patrząc się w pustkę.
_ Ty zawsze dziwnie wyglądasz.
_ Mogłeś to sobie darować.
_ Dobrze wiesz, że nie mogłem.
Nagle drzwi otworzyły się nie wydając najmniejszego dźwięku. Z wnętrza budynku wyłoniła się postać ubrana w habit mnicha.
- Czego tu szukasz?
_ Wystaw ręke
_ Po co?
_ Czy chociaż raz nie możesz zrobić tego o co cię proszę?
Uniosłem dłoń na wysokość mostka. Tajemnicza postać chwyciła za mój nadgarstek, mówiąc szczerze nie zbyt delikatnie.
_ Nikt nie będzie się tutaj z tobą obchodził jak z jajkiem, przyzwyczajaj się.
Z mojej dłoni uniosła się srebrna kula przewlekana ciemnymi nitkami.
- Zapraszam do środka.
Zniknął. Po prostu zniknął.
_ Nie zniknął imbecylu tylko przeszedł przez zasłonę. Ktoś, kto nie jest obdarzony mocą nie zobaczy tego co ją posiada. A teraz łaskawie idź za nim bo się jeszcze zgubisz.
_ Co to była za kula?
_ Uduszę. WEJDŹ TAM W KOŃCU!




piątek, 6 marca 2015

5. Zasadzka

Przed sobą miałem wejście do mglistej puszczy. Powykrzywiane konary drzew zdawały się odgradzać sekrety lasu przed niepożądanym wzrokiem ludzi z zewnątrz.
- To jedyna droga? Na pewno znasz jakąś inną.
- Nie ma innej ścieżki  prowadzącej do szkoły. To cześć treningu, tylko niektórzy są godni by uczyć się w szkole.
- Aha, czyli albo przejdę próbę albo zginę.
- Mniej więcej tak to wygląda.
- Co raz mniej mi się to podoba.
- Znowu zaczynasz? Sam się ruszysz czy ja mam to zrobić?
- Już idę,idę spokojnie.
Schyliłem się przed największym pniem i zagłębiłem się w puszczę. 
Po kilku krokach powietrze stało się ciężkie, patrząc na wiekowe dęby miało się wrażenie, iż obserwują każdy twój ruch...
- A ty co kurwa w lektora się bawisz?
-  Podobno nie lubisz przekleństw
- Poprawka, nie lubię wulgarnych ludzi, ale sam od czasu do czasu użyje jednego czy dwóch bluzgów. 
- Ciężko zrozumieć twoją logikę.
- SCHYL SIĘ
Moje ciało nagle poleciało w dół zanim zdążyłem chociażby pomyśleć o uniku. Gdy się odwróciłem zobaczyłem strzałę wbitą w pień drzewa.
- Co to było?!
- Podczas gdy ty skupiłeś swój ograniczony rozum na rozmowie ze mną,  ja starałem się uratować nam życie.
- Kto wypuścił tą strzałę? 
- A co ja jestem, nie widzę wszystkiego. 
Nagle, nie wiadomo skąd wyskoczyła grupa uzbrojonych ludzi, sądząc po strojach byli to zwykli rabusie napadający na bezbronnych kupców.
- Kogo my tu mamy? - zapytał jeden z nich, pewnie przywódca sądząc po sposobie w jaki patrzyli na niego jego znajomi - Nie wiesz chłopczyku, że ta część lasu nie jest bezpieczna?
- Zajmij ich czymś - podpowiedział Kaze
- Niby czym?! - odparłem
- Nie wiem rozbierz się albo coś
- Tak, może jeszcze zrobię im striptiz.
- Dobry pomysł, umrą ze śmiechu.
- Jesteś tam jeszcze? - Ktoś stuknął mnie w głowie
- Patrzcie chłopaki obudził się.
- I co my mamy z nim zrobić? 
- Nie wygląda na bogatego, chociaż te bransoletki mogą być coś warte. Chłopaki do dzieła!
Jak na rozkaz wszyscy rzucili się, by zdjąć mi kajdany, oczywiście nie skutecznie.
-Daj mi władze - szepnął Kaze
- Co?
- Odsuń się i daj mi władze nad ciałem
- Pogięło cię?
- Chcesz żyć bez rąk? Bo ja nie.
Czułem jak Kaze przejmuje kontrolę, widziałem siebie, jakby z trzeciej osoby, ogólnie było to dziwne.
- Jak skończysz bawić się lektora przypatrz się, żebyś umiał to na przyszłość.
Wszystko potoczyło się błyskawicznie, w jednej chwili zbóje trzymali mnie za ręce, a w następnej wili się po ziemi chwytając się za uszy.
- Co ty im zrobiłeś?
- Mówiłem ci że Wiatr nie ogranicza się tylko do podmuchów.
- Ale ty przecież tylko klasnąłeś.
- Najwyraźniej nie tylko.
- Możesz mi to łaskawie wytłumaczyć?
- Tiaa, widać jaki z ciebie uważny obserwator. Skoro muszę....  Pomiędzy dłońmi stworzyłem kulę o wysokiej częstotliwości, następnie rozbiłem klaśnięciem tworząc tym samym falę, którą nazywam gwizdkiem na ludzi.
- Coś jak gwizdek na psy?
- Dokładnie. A teraz radziłbym ci uciekać,bo zaczynają wracać do normalności.
Wystrzeliłem do przodu chcąc jak najszybciej znaleźć się w znacznej odległości od opryszków, jednak po zrobieniu kilku kroków wywaliłem się o korzeń wystający spod ziemi.
- .... Nawet biegać nie potrafisz.
- Przysiągłbym, że przed sekundą go tu nie było
- Jezu, kogo ja wybrałem. Nie dość, że głupi, to i jeszcze ślepy.
- A kogo my tu mamy - jakiś głos zawołał z zarośli - Chłopaki ! Spójrzcie co znalazłem.
Z pobliskich krzaków zaczęli wychodzić ludzie.
- No proszę, co za ciekawe znalezisko, tata nie mówił ci, że nie wolno chodzić samemu po lesie? A zwłaszcza po tym lesie? - powiedział z ironicznym uśmieszkiem Akson
- Mówiłeś, że są w szkole - wysłałem myśl do Kaze
- Każdemu zdarzają się pomyłki
-  Ja chcę tylko dostać się do szkoły.
- TY ?! Nie rozmieszaj mnie, kto by cię tam chciał. Z resztą nieważne, chłopaki brać go.
- Ja się nim zajmę - powiedział Mino
Od razu poczułem jak próbował dostać się do mojej głowy.
- Pamiętasz co ci mówiłem o magi umysłu? Wykorzystaj to przeciwko niemu - podpowiedział Kaze
- Nie możesz tego zrobić za mnie?
- Naucz się sam sobie radzić
Widać było, że Mino męczył się niemiłosiernie, zrobił się cały czerwony i zaczęły mu pęcznieć żyły.
- Coś ci nie idzie - rzekłem rozbawiony. Następnie wysłałem lekką falę powietrza, która mówiąc krótko zwaliła go z nóg.
- Jak widać nie tylko wy się czegoś nauczyliście.
Mino otrząsnął się po upadku i gotów był znowu podjąć próbę przejęcia mojego umysłu.
- Zostaw - powstrzymał go Akson - Nie widzisz, że to go nie rusza?
- Na razie damy ci spokój - tym razem zwrócił się do mnie - Policzymy się w szkole.
Zniknęli tak szybko jak się pojawili.
- A jednak coś potrafisz. Co prawda zrobiłbym to lepiej, ale jak na ciebie było całkiem w porządku.
- Dzięki, chyba.
- Głowa do góry, jakbyś nie zauważył jesteśmy już niedaleko.
- Faktycznie, las zaczyna się przerzedzać. Jak daleko jest od końca lasu do akademii?
- Około dziesięć minut marszu.
- To teraz już tylko z górki.








środa, 4 marca 2015

4. Początek długiej podróży

- To od czego zaczynamy?
- Najpierw musisz wzmocnić swoje mizerne ciało, mimo iż nie jest to nawet setna część mojej mocy to i tak ledwo ją utrzymujesz.
- Inny też mają takich wrednych Strażników?
- Tylko ja jestem taki wyjątkowy.
- Dobra bo znowu zaczynamy gadać o tobie, co jest naszym 1 celem?
- Szkoła dla wybranych, nauczą cię tam kilku rzeczy.
- Czyli mam rzucić wszystko, spakować się i pojechać w jakieś miejsce o którym nawet nie słyszałem?
- Mniej więcej tak.
- Świetnie.
- To teraz leć grzecznie do tatusia pożegnaj się i wyruszamy.
Jak powiedział tak zrobiłem, nie mając zbyt wielu rzeczy do zabrania spakowałem się w kilka minut. Poszedłem do kuchni po prowiant na drogę, gdy spakowałem ostatni bochen chleba zauważyłem ojca stojącego w drzwiach.
- Tak szybko jedziesz?
- Wiedziałeś?
- Każdy obdarzony mocą kiedyś tam wyrusza, wysłałbym cie tam wcześniej gdyby nie wypadek w wieży.
- Tato czy w przy księdze stało się coś jeszcze?
- Znasz już cała prawdę.
Mimo iż widziałem w jego oczach kłamstwo westchnęłem tylko i po raz ostatni go objąłem.
- Żegnaj tato
- Powodzenia synku.
I poprostu wyszedłem zostawiając za plecami wszystko co było dla mnie ważne, mając przeczucie, że przy następnym spotkaniu wiele rzeczy będzie inne.
- Jesteś tak sentymentalny ze rzygać mi się chce.
- To nie ty musisz wszystko zostawić, ponieważ jakiś starożytny duch opętał twoje ciało!
- Ja bym się cieszył na twoim miejscu w końcu masz jakąś osobowość, a teraz radze ci ruszać reszta twoich znajomych pewnie jest juz w połowie drogi.
- To nie są moi znajomi
- Jeden pies, zaczniesz iść czy ja mam to zrobić?
- Nie waż się sterować moim ciałem i tak ledwo znoszę twoja obecność w mojej głowie.
Ostatni wdech, w powietrzu unosiła się lekka woń wrzosu, ostatnie spojrzenie na rodzinną okolicę...
- Nie no kuźwa tego juz za dużo.
I nagle bez mojej zgody nogi same zaczęły biec, zwiększając dystans od ostatniego bezpiecznego miejsca.

wtorek, 3 marca 2015

3. Prawda

Otworzyłem ślepia. Oblizałem suche wargi wyczuwając lekko kwaśny posmak, świetnie znowu się śliniłem podczas snu. Rozejrzałem się dookoła, jak widać Ojciec podczas mojej niedyspozycji ogarnął trochę dom. Coś stało się z moją twarzą, Przejęty strachem zerwałem się z łóżka, co było głupie, gdyż w następnej sekundzie leżałem na podłodze.
- Nie myśl, że zniżę się do twojego poziomu i pomogę ci wstać - Kaze przebił się do mych myśli
- No nie mów mi, że będę musiał cię znosić non stop - odparłem
- Nie widzę w tym nic złego, wiele osób chciałoby być na twoim miejscu.
- Chętnie się zamienię
- Ty też nie jesteś idealny. A teraz zamiast walczyć ze mną pokonaj tę straszną moc, która cie zniewoliła, w twoim języku to chyba grawitacja.
- Bardzo śmieszne, byłoby mi łatwiej gdybym nie musiał nosić wielkiego ciężaru jakim jest twe ego.
- Nie mazgaj się i zobacz jaki dałem ci prezent.
Nie mając praktycznie wyjścia podszedłem do lustra i zamiast blond  zobaczyłem kruczo-czarne włosy przepasane białymi pasami.
- Coś ty mi zrobił z włosami?!
- Poczekaj na najlepsze.
Gdy tylko skończył te zdanie moje oczy zaczęły wypełniać się czernią tak głęboką, iż zdawało się, że zdolna jest by pochłonąć wszystko co w nią wpadnie.
- Co to kurwa ma być?!
- Nie przeklinaj nie lubię wulgarnych ludzi, a po za tym uspokój się, każdy Wybrany dostaje taki dar. Oznacza on przynależność do Strażnika.
- Tak w ogóle jaka jest twoja specjalność?
- W dawnych czasach specjalizowałem się z każdym rodzajem magii, jednakże jak wspomniałem wcześniej Inos rozbił moją Energie na Strażników, więc w skrócie mówiąc, gdy pokonamy jakiegoś Strażnika odblokuje mi się kolejna droga.
- Jak to my ?! Jeszcze się nie zgodziłem ci pomóc. Zaraz, czyli obecnie nie masz żadnej mocy?
- Jesteś tak tępy czy tylko udajesz? Przejąłem moc Wintora, gdy próbował do ciebie wejść.
- Ale przecież nie można ukraść mocy Strażnika. Gdy umiera Wybrany jego moc trafia z powrotem do księgi.
- To nie do końca tak działa. Jak wspomniałeś, gdy umiera ciało Moc uwalnia się i wraca na swoje miejsce. Jednak jest sposób by zapieczętować duszę Wybranego, aby po śmierci zescaliła się ze Strażnikiem, w ten sposób będę w stanie ją wchłonąć.
- Nie widzi mi się zabijanie niewinnych ludzi.
- Jakich tam niewinnych, dokonali oni więcej złego niż sami ludzie.
- Dobra obgadamy to poźniej, teraz wskaż mi drogę do lodu.
- Nie jestem twoją nawigacją sam se poszukaj.
- Niby jak ? Sam mowiłeś, że bransoletki blokują moją Energię.
- Tak by się stało gdybyś był sam, a jako że ja jestem z tobą, te kółka skupiają się na mnie uniemożliwiając mi ucieczkę.
- Nie będzie to podejrzane gdy użyje mocy w tych bransoletach?
- To już twój problem.
- Nie wiele pomagasz.
- Ja nie mam pomagać, ja mam odzyskać moc.
Nagle do pokoju wparował ojciec.
-Ani słowa że tu jestem - na pożegnanie rzucił Kaze oddalając się do najdaleszego zakątka mego umysłu.
-Jak się czujesz  synu?
- Dobrze tato, jestem tylko trochę osłabiony. Co się stało? Po co mi te bransolety?
- Był mały wypadek w wieży, przykro mi synu żaden Strażnik cię nie wybrał. Pomimo tego twoja moc znacznie wzrosła, musiałem ci pomóc ograniczając twoją moc.
- Czyli teraz do końca życia będę bez Energi?!
- Oczywiście, że nie!
Mówiąc to Ojciec wypowiedział dziwną inkantację nad bransoletami.
- Teraz twoja moc będzie swobodnie przepływać, jednak nie będziesz  mógł uwolnić jej zbyt wiele naraz.
Nie dałem po sobie poznać, że rozpoznaję jego kłamstwa. Zdawało mi się czy coś poruszyło moim ciałem.
- Ten idiota prawie zniwelował działanie bransolet. Jestem w stanie poruszać twoim ciałem według mej woli, czy to nie wspaniałe? - szepnął Kaze
- Tato muszę się jeszcze położyć...
- Już mnie nie ma, jakbyś czegoś potrzebował, będę u sąsiadki.
W końcu wyszedł.
- I jak tam ? Fajną wymyślił historyjkę?
- Czemu mnie okłamał?
- A co miał ci powiedzieć? Że zostałeś opętany przez ducha, którego każdy nienawidzi i prawdopodobnie zniszczy to twoją psychikę? Tak to dobre wyjście.
- Zdaje mi się czy go usprawiedliwiasz?
- Nawet on czasami potrafi coś dobrze wymyślić, a teraz jeżeli jeszcze potrzebujesz dowodu idź szukać sopla twojej matki.
- Zaraz, skoro mam w sobie krew Lissandry czy nie powinienem władać lodem?
- To tak nie działa, krew daje ci odporność na daną magię, lecz pamiętaj ze nie chroni całkowicie. Po matce masz lód, dzięki mojej obecności jesteś odporny na magie umysłu, ciesz się nie każdy ma aż 2 ochrony przed magia.
- Nie mam zbytnio wyboru i muszę ci pomóc prawda ?
- Czekałem aż sam do tego dojdziesz.






2. Potępiony

    Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem Ojca pochylajacego się nad moim łóżkiem. Wiedziałem ze coś jest nie tak, nigdy nie widziałem taty w takim stanie. Jak zwykle w takich chwilach próbowałem przyznać wiatr by dodał mi otuchy, jednak nie mogłem go wyczuć! Dla mnie było to jak cios w brzuch, zabrakło mi tchu, przed oczami zaczęły latać mi gwiazdy. Jedyne co teraz widziałem były pełne bólu oczy mojego Ojca. Próbowałem uwolnić z siebie tę odrobinę Energi, która zawsze przy mnie była, lecz zamiast wąskiego strumienia wypłynęła ze mnie ogromna rzeka, wszystko dookoła mnie zaczęło wirować, powstał impuls tak siły, że aż  moj tata uderzył z głosnym hukiem w ściane. Wpadłem w panikę, co tylko pogorszyło sprawę, widziałem GO przed oczami, Kaze zaczął przejmować nade mną kontrolę. Ostatnie co zobaczyłem były srebne bransolety, ktore ojciec zakładał na moje nadgarstki.
   Przebudziłem się, aczkolwiek to nie był mój pokój. Znalazłem się w jakimś dziwnym, pustym miejscu. Nie było tu nic, tylko w oddali majaczyła czarna kropka. Zdezorientowany zaistniałą sytuacją udałem się w stronę czarnego punktu. W miarę przybliżania, nabierałem przekonania, że kropka wcale nie jest kropką, tylko mroczną postacią w koronie, wydawałoby się, iż nie ma on ciała, jedynie ciemność wystawała spod zniszczonych szat. Nagle to coś zaczęło podnosić głowę. Widziałem jak powiększyły mu się bladobłękitne źrenice na mój widok, próbowałem uciekać, lecz jego wzrok sparaliżował mnie, zanim się obejrzałem cień stał przede mną i przyglądał mi się z ciekawością. 
- Gdzie jestem? - zapytałem słabym głosem.
- W swojej głowie. - odpowiedział przygaszonym głosem.
- Co ja tu robię ?! A raczej co TY tu robisz?!
- Znalazłeś się tutaj dzięki mnie.
- Aha.... Dlaczego jeżeli można spytać? 
- Pamiętasz te bransoletki ? Są na nich potężne runy, po założeniu Obdarzony traci swą moc. 
- Czemu niby tata miałby mi to zrobić ? Wie jak ważny dla mnie jest kontakt z wiatrem.
- Nie chodzi o twoja zabawę z chuchaniem tylko o mnie tumanie. Gdybym nie zamknął cię w twojej głowie byłbym uwięziony w twoim ciele jak w klatce bez możliwości ucieczki.
- Jak ty się w ogóle tutaj znalazłeś ?! 
- Sam mnie zaprosiłeś.
- Żartujesz sobie ?! 
- A pamiętasz wydarzenia sprzed tygodnia ? Inseroth coś ci mówi?
- Jakiego tygodnia ? i czym do cholery jest Inseroth?!
- Jezu, książka która daje wam moce Strażników.
- Nie można było odrazu?
- W moich czasach nosiło to taką nazwę, nie moja wina, że wymyśliliście sobie jakieś dziwne nazwy. 
- A wracając do twojego pobytu w mojej głowie?
- Już ci opowiadam. Chcesz wersje skróconą czy pełną?
- Chyba i tak nie mam co robić, poproszę wszystko od początku.
- Dawno temu nie było nic, sama Pustka. Przepełnieni żalem Alrunowie...
- Nie takiego początku!
- Już dobrze, dobrze, bo ci żyłka pęknie. W czasie rytuału obdarzenia spływa na wybranych moc strażników, ale to już pewnie wiesz. Od wieków poszukiwałem odpowiedniej osoby zdolnej pomieścić cały mój potencjał...
- Ega też nie zbyt małego.
- Nie przerywaj mi. Aż tu nagle spotkałem ciebie, człowieka drobnego ciałem, wielkiego duchem. Nie myśl sobie tylko że to był komplement. Dla mnie jesteś tylko naczyniem. Kontynuując, w chwili gdy Wintor - Strażnik Północnego Wichru miał obdarzyć Cię swoją moca, wykorzystałem moment dezorientacji Strażnika moją osobą i przejąłem twoje ciało. Jedyną przeszkodą jaką napotkałem jest twój umysł, nie wiem czemu, ale wciąż tu jesteś. 
- Kim ty w ogóle jesteś ?! 
- Jeszcze się nie domyśliłeś? Jestem Kaze, Potępiony Alrun.
- Ale przecież pisma mowią, że Inos cię zgładził
- Drobna nieścisłość, nie zgładził mnie tylko moją Energię, a bardziej dokładnie rozdzielił ją pomiędzy Strażników. 
- yhym, a ja jestem ci potrzeby, ponieważ .... ?
- Moim jedynym celem jest zemsta na Inosie, aby tego dokonać muszę pozbierać moją Moc, jednoczeście zabrać dar Kaliope, to da mi możliwość połączenia mojej Energi z sercem Articuna, pradawnego smoka, tylko wtedy będę zdolny równać się z bratem. 
- Wciąż nie wiem czemu jestem niezbędny do wykonania tego planu.
- Nie mówiłem, że jesteś niezbędny. Jak mówiłem wyżej jesteś moim naczyniem, jako duch nie mogłem wchłonąć kawałków mojej mocy, potrzebowałem do tego ciała, a że wydałeś mi się odpowiedni, wybrałem ciebie.
- I dlaczego niby miałbym ci pomóc? 
- Z zemsty
- Jakiej zemsty? On przecież nic mi nie zrobił. 
- Jesteś pewny? To powiedz mi proszę gdzie jest twoja matka!
- Tata powiedział mi, że zginęła w wypadku.
- Gówno prawda! Inos zabrał ją, ponieważ potrzebował wzmocnienia dla Strażnika. 
- Jakiego wzmocnienia ? Moja mama była zwykłą kucharką..
- Twoja mama była jednym z największych magów jaki chodził po tej ziemi! Była następczynią Lissandry. Myślisz, że po kim masz swój dar? Jakim cudem możesz utrzymać mnie w swoim ciele nie rozpadając się na atomy? 
- Ale tata...
- Potencjał magiczny twojego ojca jest równy potencjałowi psa, jedyne co on potrafi to proste iluzje. 
- Czemu miałbym ci uwierzyć ? 
- Nie musisz. Jeżeli chcesz odkryć prawdę poszukaj w swoim domu mrocznego lodu, czułem jak emanuje dawną mocą. Gdy już go znajdziesz, dotknij go. Każdy zwykły człowiek odrazu zamieniłby się w lód, tylko krew Lissandry chroni przed jego klątwą.
- Skąd mam wiedzieć czy nie chcesz mnie zabić ? 
- Może dlatego, że te przeklęte bransoletki zapieczętowały mojego ducha w tobie. Gdy umrzesz ty umrę i ja, tym razem nie odwracalnie. Czy tego chcesz czy nie jesteśmy złączeni i nie znam sposobu by to cofnąć.


1. Akolita



Pustka. Wszechobecna Pustka. Taki obraz zobaczyła trójka Alrunów -Inos, wraz ze swoim bratem Kaze i siostrą Lissandrą. Przepełnieni żalem do nicości stworzyli oni świat tak piękny, iż wydawało się ze nic nie zakłóci panującej tam harmonii. Jednak wraz z nadejściem ludzi, wszystko zaczęło się zmieniać. Palili  lasy, mordowali zwierzęta, zatruwali rzeki. Patrząc na to wszystko Lissandra , napełniała się goryczą i do jej serca zaczęła napływać ciemność. Pomimo sprzeciwu znacznie potężniejszego brata Inosa , stworzyła Ona pierwszego strażnika – Kaliope , aby za  zuchwalstwo ludzi karała ich  straszliwą zimą potrafiącą zamrozić każdy ogień. Jednak trucizna która zatruła serce Lissandry dostała się do strażniczki, zamieniając ją w Zemstę. Widząc jak potężna stała się wysłanniczka siostry Inos stworzył  11 strażników, aby oni zachowali równowagę na świecie. Jednak taka kolej rzeczy nie podobała się Kaze. „ Czemu ktoś miałby sterować losami ludzi?” dręczył Inosa tym samym pytaniem.  Nie chcąc walczyć z wiatrakami, Kaze, przepełniony miłością do ludu, którego sam stworzył, odebrał stróżom ich najcenniejszy skarb – nieśmiertelność. Mimo iż Inos był znacznie potężniejszy od Kaze nie potrafił on cofnąć klątwy rzuconej przez brata, jednak zapieczętował moc strażników w księdze, która co rok wybiera 11 uzdolnionych adeptów, by kontynuowali pracę dozorców. Inos nie mógł wybaczyć takiego występku i wygnał Kaze’go na wieczna banicje, przy okazji ograniczając jego moc, aby nie mógł już nigdy więcej wyrządzić komuś krzywdy.
W zapomnianej przez obrońców  krainie, w najdalszym zakątku Ziemi Północnej, na archipelagu Geba stała samotna wieża otoczona pieczęcią lodowego szpona, każdy kto próbował dostać się do środka został rozdarty przez wieczne kolce. Przez puste komnaty przeleciał wiatr, budząc zamknięta księgę do życia. Wypłynął z niej oślepiający blask, który roztopił lód tworząc ścieżkę prowadząca do bram wieży. Raz do roku podczas zaćmienia Saurosa, jednego z dwóch księżyców, wybierany jest potomek Alrunów, by u końcu swej drogi stanął do walki z Panią Mrocznego lodu Kaliope.
- tato po co mi to opowiadasz? Znam to na pamięć
- chce bys wiedział na co się piszesz, możesz jeszcze zrezygnować.
- przeszedłem zbyt długą drogę by się tu dostać, wiesz ze nie zmienię zdania.
- Zawsze byleś uparty, jak twoja matka, nigdy nie zmieniałeś swojej decyzji
- Dobrze , dobrze wiem. Co mnie tam czeka?
- No cóż jeżeli jesteś godny wieża przyjmie cię i wejdzie w ciebie duch jednego ze stwórców.
- I tyle? Oczekiwałem czegoś bardziej… no nie wiem ? Ekstremalnego?
- zobaczymy czy będziesz taki odważny gdy staniesz przed wieza.
- mogę już iść?
- Pamiętaj ze zawsze możesz wrócić.
Wybiegając przez bramę nareszcie poczułem się wolny, lodowaty wiatr otaczał moje prawie nagie ciało, ubrane jedynie w skromna przepaskę na biodra. Przede mną  biegła jeszcze 5 innych akolitów, jak widać każdy już wybrał swoja drogę. Pierwszy z nich Akson nosił czerwona chustę- ścieżkę ognia, Nakro zielona – ziemia, Aker niebieska – Woda, Mino fiolet – umysł a na końcu ja, mały i nie pozorny Eryk z biała chusta oznaczająca drogę Wiatru. Tak naprawdę nie wiem po co był ten wyścig, czy tez walka na obecnie bardzo słabe moce. Każdy mógł zostać wybranym, jeżeli tylko pozwalała mu na to jego moc jak i wytrzymałość ciała, nie raz zdarzały się przypadki gdy, nowicjusz nie mógł pomieścić mocy Strażnika i po prostu się rozpadał.
Oczywiście prowadził Akson, pewnie myślał ze jego ogień roztopi lód, to się chłopak zdziwi, pieczęć jest starsza niż jego ród, drugi był Mino, pewnie mieszał reszcie w głowach, by ciężej im było znaleźć właściwą drogę, następny był Aker, miał on na tyle łatwo ze dookoła było pełno wody, mówiąc krótko czul się jak ryba w wodzie. Grupę zamykał Nakro, pomimo swojego masywnego ciała poruszał się nadzwyczaj zwinnie, nie wzruszony lodem raniącym jego nogi. Ja chcąc uniknąć konfrontacji trzymałem się znaczne z tyłu, wzmacniając się wszechobecnym wiatrem. Nie sadziłem ze droga do wieży będzie tak trudna. Dookoła nie było nic, lód, lód i jeszcze raz lód. A za lodem zgadnij co, też lód.
Gdy dobiegałem do wejścia zobaczyłem, ze Akson i jego ferajna mieli problem z otworzeniem drzwi. Podchodząc bliżej zobaczyłem 5 kryształów, 4 z nich świeciły jasnym światłem, tylko jeden był wciąż przygaszony. W miarę zmniejszana odległości od drzwi, kwarc napełniał się srebrzystym blaskiem.
- A ty co Eyczku, jak zwykle ostatni?- glos Aksona odbił się  echem od wygładzonych ścian wieży.
-Dlaczego ty tu w ogóle jesteś? Jedyne co potrafisz to zdmuchiwać liście z trawnika – zaśmiał się Aker
Nie chcąc wdawać się w bezsensowne kłótnie usiadłem na pobliskim kamieniu, który o dziwno nie był pokryty lodem.
-Dziecko się zmęczyło ? – wtrącił swoje 3 grosze Nakro, co było całkowicie pozbawione sensu, gdyż byłem tylko 2 lata młodszy.
Gdy odpocząłem na tyle, ze mogłem iść dalej, podszedłem do drzwi, aż te nagle otworzyły się z przeraźliwym zgrzytem.  Pełni obaw weszliśmy do środka. Znaleźliśmy się w okrągłej  Sali , gdzie w centralnym  punkcie stał podest wraz z księgą. Oczywiście jako pierwszy podszedł Akson. U niego wszystko poszło szybko, położył rękę na księdze, wymówił słowa przysięgi i zobaczyliśmy Czerwona poświatę otaczająca jego ciało. Z reszta było tak samo, tylko ja miałem problem z podejściem do Łącznika. Coś, jakby wiatr odpychał mnie, utrudniając mi dostęp. Popatrzyłem się zdezorientowany dookoła. Ujrzałem twarze reszty wybranych, były to twarze pełne pogardy i litości. Zebrałem cala swoja sile i jednym susie doskoczyłem do wiekowego woluminu. Gdy tylko go dotknąłem wszystko zaczęło się trząść. Wyczułem moc tak ogromną iż myślałem ze rozerwie ona wszystko w promieniu kilku kilometrów. Wszystko spowiła kleista ciemność, która zaczęła powoli sączyć się w moje ciało.  Usłyszałem krzyk, który był moim wrzaskiem, lecz nie ja go wywołałem. Moje ciało przestało do mnie należeć. Mój umysł stopił się z umysłem, czegoś co we mnie wstąpiło. Gdy połączenie dokonało się zapadła głucha cisza. Pozostali patrzyli na mnie wstrząśnięci, z ich twarzy uciekła cala krew.
- Jestem Kaze, Władca strażników, Potępiony brat Inosa. I nagle wszystko zniknęło w aksamitnej ciemności.