Jeszcze zanim otworzyłem oczy wyczułem obecność ludzi stojących dookoła mojego łóżka... chyba mojego. Mówili przyciszonym głosem, nie wiele mogłem zrozumieć.
- ... to nie możliwe!
- Takie zło, w tak młodym ciele.
_ Kto tu jest zły?! - obruszył się Kaze - Oceniają mnie, a sami nie są lepsi!
- Musimy się go pozbyć.
- Ale to go zabije!
- Nie ma innego wyjścia, albo on, albo my.
_ Co oni chcą zrobić?
_ Wyrwać mnie z twojego ciała
_ To możliwe?
_ Nie.
- Kiedy to zrobimy?
- Nie ma co zwlekać, najlepiej zaczynajmy od razu.
- Jesteś pewny?
- To się musi w końcu skończyć. Nie możemy sobie pozwolić na kolejne straty w ludziach.
_ O czym on mówi?
_ Nie pamiętasz jak wspominałem, że przez wiele lat szukałem naczynia? Zdarzyło mi się raz, czy dwa kogoś zabić, oczywiście nie zrobiłem tego specjalnie.
_ Tych tutaj chyba nie przekonuje twój argument.
- Secto imreio kirin jon... - grupa ludzi zaczęła nucić zaklęcie, stopniowo zwiększając głośność.
Gdy wypowiedziana została ostatnia sylaba moje ciało przeszył spazmatyczny ból. Czułem jak z oczu i uszu, wolnym strumieniem wypływała mi krew.
- Toru'ka petro sajke'nu - Inkantacja przerodziła się w krzyk.
_ Zrób coś, albo znikniesz!
_ Nie zniknę, zabiją nas oboje.
_ Jak możesz być tak spokojny w takiej chwili...
_ Zamkniesz się w końcu? Próbuję się skupić.
_ Można było tak od razu.
_ Stul pysk.
- Retro quinke imepgta turon - powietrze zaczęło drżeć od zgromadzonej mocy.
_ Uważaj, zaraz nastąpi uwolnienie energii.
_ Co się wtedy stanie?
_ Jeżeli mi się uda nic, jak nie, miło było mi cię poznać.
_ Serio?
_ Nie, jesteś beznadziejny.
_ Daruj sobie i wyciągnij nas stąd.
- Qure kali sakm nas. - wszystko zniknęło w oślepiającej kuli światła.
Po paru minutach błysk zmniejszył się do tego stopnia, że byłem w stanie zobaczyć twarze moich oprawców. Były one pełne przerażenia i obrzydzenia. Wśród nich znalazła się egzaminatorka, dyrektor i kilka innych, nie potrafiłem ich rozpoznać, pewnie moi nie doszli nauczyciele.
_ Brawo uratowałeś nas.
_ Nic nie zrobiłem
_ Jak to?! Mówiłeś, że to nas zabije jak nie dam ci się skupić.
_ Po prostu chciałem się pośmiać w ciszy.
_ Pośmiać?! Z czego?
_ Z ich przekonania, że mają dosyć mocy, aby mnie unicestwić.
_ Żartujesz sobie? Ja tu wychodziłem z siebie ze strachu.
_ Co do wychodzenia z siebie, spójrz na swoją lewą rękę.
Wcześniej tego nie zauważyłem, lecz gdy podniosłem dłoń poczułem silne mrowienie. Od barku do nadgarstka cała skóra pokryła się czymś czarnym, zamiast palców miałem ostre jak brzytwa szpony.
_ CO TO DO CHOLERY JEST?!
_ Te barany miały na tyle energii, by uwolnić część mojej duszy, jednak nie starczyło jej na pozbycie się jej, więc wtopiłem ją w twoją rękę. Ciesz się, to wielki dar, zaklęcia wykonywane tą dłonią będą znacznie potężniejsze, w danym języku nazywa się ona Demoh Hemd, Dłoń Demona.
Świetna notka ! Kiedy nastepna ?? *.*
OdpowiedzUsuń